Niedzielne pogadanki o arcybiskupie Teofilu Matulionisie

ZMARTWYCHWSTANIE

„Przez cały dzień i całą noc byłem zamknięty w pomieszczeniu, bez żadnego zajęcia, tylko na godzinę w ciągu doby wypuszczano mnie „na progułku“ (na spacer) po małym, otoczonym ze wszystkich stron murem dziedzińcu. Miałem tylko tyle czasu, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Ani drzewka, ani roślinki, ani żywej duszy, oprócz straży…“. Tymi słowami samego biskupa Teofila można krótko opisać bezgraniczną pustkę, której doznał, tułając się po więzieniach we Włodzimierzu i innych miejscach pozbawienia wolności, nie mając pod dostatkiem nawet chleba i wody. Nasuwa się swoista analogia między życiem w więzieniu Sługi Bożego Teofila, wędrówką ludu Izraela przez pustynię do Ziemi Obiecanej, drogą Jezusa przez mękę i śmierć do zmartwychwstania a przemianą w każdym z nas – śmiercią naszego wielkiego EGO oraz ponownymi narodzinami ze Zmartwychwstałego Chrystusa, niosącego światło światu.
Wielkanoc zasługiwałaby na bardziej świąteczny akcent, jednakże nie byłoby święta, gdyby nie było rutyny. Nie byłoby zmartwychwstania, gdyby nie było śmierci i nie ujrzelibyśmy światła, gdybyśmy nie doświadczyli ciemności. Chrystus zmartwychwstał wówczas, gdy nikt go nie widział, gdy było jeszcze bardzo rano i prawdopodobnie wszyscy spali, „gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła“ (J 20, 1), że w grobie Jego nie ma. Można tylko usiłować sobie wyobrazić, jakie były święta wielkanocne w celi Teofila Matulionisa. Prawdę mówiąc, takie święta, jakie je znamy, tam bynajmniej nie miały miejsca, lecz Zmartwychwstały Chrystus nie opuszczał tego więźnia i razem niósł jego krzyż. Zapewne na tym i polega tak zwany charyzmat męczeństwa, gdy sam Pan Bóg w szczególny sposób pomaga cierpiącemu człowiekowi wszystko znieść w imię zjednoczenia się z Nim.
Czcigodny Teofil starał się w więzieniu sam obliczyć datę Wielkiej Nocy, ponieważ nie miał kogo zapytać. Pewnego razu jednak się pomylił – jego obchody zaplanował o dwa tygodnie wcześniej [1]. Wysłał życzenia świąteczne i tylko wówczas, gdy otrzymał odpowiedzi, zrozumiał, że zaszła pomyłka. Najważniejsze jednak, że ta Wielkanoc naprawdę się wydarzyła. Wielkanoc człowieka nie wiąże się z określonym dniem w kalendarzu, lecz zdarza się wówczas, gdy w jego sercu i głowie z pustki, z ogołoconego grobu, w którym się żyło, gdzie pochowane były nadzieje, z samych piekieł zmartwychwstaje Chrystus. Gdy przychodzi do zaryglowanego od zewnątrz lub od wewnątrz pokoju, wyciąga rękę i człowiek słyszy całą swoją istotą wypowiadane przez Niego słowa: „Nie lękaj się!“. Wtedy przychodzi prawdziwa Wielkanoc.
Więcej informacji na www.teofilius.lt/pl
[1] Por. Mons. dr. Algirdas Jurevičius, „Artuma“ 2017/4.